Nastał kolejny dzień, niby zwyczajny a jednak różnił się pewnymi
detalami od innych, tak jak co dzień. W sumie można powiedzieć tak o każdym
innym dniu. W każdym razie, w liceum Kirari uczniowie szykowali się do
rozpoczęcia kolejnego dnia nauki. Godzina 7:15 była jeszcze zbyt wczesna, więc
w samej szkole znajdowała się niewielka ilość osób. Głównie byli tam ze względu
na spotkania organizacyjne samorządu uczniowskiego lub z powodu jakichś
projektów do przygotowania na lekcje, lub z jeszcze innych… dość znaczących
powodów.
- Hej stary,
mamy szmat czasu. Idziemy zerknąć na uniwersytecką klinikę? – podbiegł do
jednego z chłopaków jego kolega.
- Huh? Nie
chce mi się. Niby po co mielibyśmy tam iść?
- Stary! Na
jakim ty świecie żyjesz?! Nie słyszałeś? Od czterech tygodni przesiaduje tam
taka ładna praktykantka. Mówię ci, ładna! Wczoraj razem z Kurihatą ją
podglądaliśmy. Niestety spadł z rynny, której się trzymał. Miałem od niego
więcej szczęścia. Biedaczek złamał nogę.
- Zaraz, nie
mów mi, że… podglądaliście ją z przez okno! – jego kolega po tym wrednie się
zaśmiał – przecież to chyba pierwsze piętro!
- No i co?
Zawsze lepiej z pierwszego niż z drugiego. To jak, wchodzisz w to? Mi, jak
widać, nic się nie stało.
- Niech
będzie, wariacie. Zobaczmy co tam mamy! – uśmiechnął się zaciekawiony tym
pomysłem.
Po tym obaj
od razu pognali w stronę uniwerku, pod okno, za którym znajdowała się klinika
dla studentów.
- Ja cię! W
naszej szkole nie mają takiego fajnego budynku. Jedynie pokój pielęgniarki w
jego środku.
- Nie gadaj
tylko podsadź mnie, to szybciej wejdę po rynnie. – jeden z chłopaków z lekkim
trudem podsadził drugiego, by pomóc mu się wspiąć, po czym poszedł w jego ślady
i po chwili byli już obok wyznaczonego okna. Musieli się nieco wychylić w lewo,
by zajrzeć przez nie, a przynajmniej chłopak na górze miał taką możliwość. Tymczasem
do gabinetu weszła 22-latka o długich, prawie do pasa, niebieskich włosach i o
równie niebieskich oczach. Z uśmiechem na ustach otworzyła stojącą przy
drzwiach szafkę i zaczęła się przebierać.
- I co?
Widzisz coś?
- Wow! Rozbiera
się! Jest w samym staniku. Haha, to musi być miseczka D. – zafascynowany uczeń
przyglądał się jej.
- Serio? Weź
daj zobaczyć. – popchnął go w górę by móc się dostać do okna.
- Uważaj
trochę, bo spadniemy!
Wtedy bez
zapukania weszła Arte, kiedy ta skończyła się już przebierać w spódniczkę,
czarny golf i swój kitel.
- Arte,
cześć! Dawno cię nie widziałam! Jak się masz? – dziewczyna do niej radośnie
podbiegła. Murachiwa natomiast ziewnęła cicho.
- Nie za
dobrze. Za wcześnie przyszłam, ale nie o to chodzi. – usiadła na kozetce.
W tym czasie
dwaj chłopcy dalej siłowali się z zerknięciem przez okno:
- Co tam
widzisz? – spytał jeden z nich.
- Jakaś
druga weszła.
- I jaka
jest. Też niezła?
- Chyba ma
miseczkę B. Z wyglądu też nic ciekawego.
- Lipa. Daj
mi w końcu zobaczyć! – chłopak na dole zaczął szarpać tego na górze, żeby się
na nim jakoś wspiąć.
- Mówiłem ci
byś mnie zostawił! Uaaaa….! – szarpnięty puścił rynnę i w ten sposób obaj
spadli na ziemię.
Wracając
teraz do tego co było w gabinecie:
- Wiesz,
muszę znaleźć parę osób do pracy w grupie nad zbliżającym się projektem, ale
nikt nie czytał tej części materiału co ja, z podręcznika. Do bani. – mruknęła
zrezygnowana Arte opierając się głową o łokcie.
- No cóż, to
wygląda nieciekawie, ale jestem pewna, że znajdziesz szybko kogoś do pomocy. –
pocieszyła ją koleżanka.
- Problem w
tym, że termin składania prac mija pojutrze. Ech, powinnam była wcześniej się
za to zabrać! – skrzywiła się.
- A może
zapytasz Hanato o pomoc? Mówiłaś mi jakoś tydzień temu, że pisał streszczenie z
całego tego waszego podręcznika, czy jakoś tak.
Na
propozycję niebiesko-włosej, dziewczyna rozszerzyła oczy i lekko zadrżała. W
pewnym momencie ręka jej nerwowo drgnęła:
- Nie… wolę
go nie pytać.
- Dlaczego?
– spytała zdziwiona.
- Po prostu
nie mam ochoty pytać akurat jego! – krzyknęła tak gwałtownie, że jej koleżanka
się odsunęła nie mając pojęcia co się jej stało. Arte spojrzała na nią
zaskoczona.
- Evoile,
przepraszam. Nie chciałam tak podnosić głosu. – mruknęła czując się winna.
- W
porządku. Nic się nie stało. – mruknęła zatroskana Evoile.
Arte zaczęła wracać na swój wydział z głową lekko wywieszoną w dół.
Zasmucona zaczęła wspominać wydarzenie sprzed tygodnia. Wtedy właśnie stała
przed swoim kolegą z grupy, Gozenem Hanato, po pewnym wyznaniu. Stała
oczekująco patrząc na niego z lekką obawą w swych błyszczących, brązowych
oczach. Po chwili zastanowienia, chłopak odwrócił się bokiem, zamierzając pójść
w innym kierunku i jedynie wyjaśnił jej wszystko na spokojnie:
-
Przepraszam, ale niestety nie jestem tobą zainteresowany. Przykro mi, że muszę
ci to powiedzieć. Po prostu nic z tego nie będzie. Trzymaj się. – po tym
właśnie odszedł. Od tego dnia dziewczyna była na tyle załamana, że nie śmiała
ani razu się do niego odezwać. To wspomnienie wymusiło na niej ciche
westchnienie.
Kolejny dzień był, w pewien sposób, taki sam również dla Kaoru. Był
taki sam, ponieważ znowu musiał przesiadywać na pogawędce u pani psycholog.
Specjalnie wezwała go tak wcześnie by zdążyć z rozmową przed pierwszą lekcją.
Oczywiście nie bardzo podobał mu się ten pomysł. Zamiast jej słuchać, ziewnął starając
się tylko nie zasnąć tu przed nią.
- Rozumiesz
Kaoru? – Panna Haruna zbiła go z transu.
- Co? A,
tak. Rozumiem.
- Ostatnim
razem nie wziąłeś zalecanej dawki. Wiadomość od twojego lekarza dotarła do nas,
bo wszyscy uznaliśmy, że lepiej jeśli nie tylko twoi opiekunowie, ale też
szkoła dowiedzą się o twoim leczeniu.
- Ostatnio
śnią mi się koszmary i nie potrafię myśleć o niczym innym. – lekko skrzywiony
zaczął dłubać w uchu nie zważając na obecność pani psycholog.
(Bo tak właśnie jest. W tym wypadku zawsze
dopada cię to,
czego najbardziej się obawiasz.
Kłębi się to w coś czego najbardziej
się boisz i staje się twoim
największym wyzwaniem, które przeraża
cię,
choć nie zjawia się ono w prawdziwym
świecie.)
- Rozumiem,
że mogą ci się zdarzyć takie wypadki, ale staraj się pilnować.
W tym czasie
chłopak zaczął wysypywać z woreczka garść tabletek i na jej oczach wsypywać je
sobie do ust. Przerażona panna Haruna szybko złapała go za ręce. – Z-zaczekaj!
Nie aż tyle! Dwie tabletki! Pamiętaj, że wystarczą dwie tabletki! – na
szczęście w porę go powstrzymała przed połknięciem ich.
Po wizycie, wyszedł z jej gabinetu żeby udać się do sali lekcyjnej. W
tym właśnie momencie do pani psycholog weszła jego wychowawczyni.
- Ciężki
przypadek, prawda? – zaczęła rozmowę pani Hirako.
- Nie jest
złym chłopakiem. Po prostu bywa czasem zagubiony i muszę tu przyznać… czasem
niepokojący. – odparła panna Haruna – to nie jest do końca normalne. Jeszcze
chwila a przedawkowałby swoje leki. Jest bardzo inteligentny, ale potrafi też
działać lekkomyślnie względem siebie. Musimy uważać żeby nie zrobił sobie
krzywdy. – przestała wyglądać zza framugi, gdy chłopak już skręcił w stronę
schodów oddalając się już od jej punktu widzenia, po czym zamknęła drzwi.
Kaoru wszedł jak gdyby nigdy nic do sali lekcyjnej. Spojrzenia kilku
innych uczniów były skierowane na niego, ale on je wyminął kompletnie się tym
nie przejmując i z rękoma wsadzonymi do kieszeni spodni skierował się w stronę
swojej ławki. Jego koleżanka Ruka, która rozmawiała wczoraj z trójką
plotkujących uczniów, pomachała mu na przywitanie.
- Dzień
dobry, Shiwara-kun! Znowu dziś byłeś u pani ps-…. – chłopak przerwał jej łapiąc
ją gwałtownie za głowę i potrząsając nią z niebezpiecznym uśmieszkiem.
- Nie
powinnaś obgadywać mnie przy innych. Co to miało być z tą dzisiejszą wizytą.
Myślisz, że nie wiem, że to przez ciebie dotarła do psycholoszki ta wiadomość o
kradzieży rzeczy?! – dalej potrząsał jej głową podczas gdy ona uśmiechała się
szeroko bedąc nieco zmieszana.
- No
dooobrzeee, przeeepraaaszaaam, przeeepraaaszaaam. – miała drżący głos podczas
tej całej zabawy, aż w końcu chłopak ją puścił. Dziewczynie kręciło się w
głowie. – Nie chciałam by tak źle się to skończyło.
-
Kłamczucha. – mruknął chłopak odsuwając się od niej z zamiarem oparcia się o
ławkę, przez co zaczepił się woreczkiem wiszącym na szlufce od spodni i
rozerwał go. Wysypały się z niego różnego rodzaju leki. Wszyscy uczniowie,
znajdujący się w sali, patrzyli na nie z wielkimi oczami. Nagle jedna z
dziewczyn wskazała na chłopaka palcem:
- Widzicie?!
Miałam rację! On przynosi do szkoły narkotyki!
- Wcale nie
narkotyki, ty głupia gadatliwa kwoko! – oburzony uderzył dłonią o ławkę ze wściekłym
spojrzeniem wymierzonym prosto na nią.
Po porannych zajęciach nadszedł
czas na długą przerwę. Kaoru postanowił się przewietrzyć. Kopał sobie w tym
czasie jakąś starą puszkę po sodzie, którą znalazł przed szkołą. Dotarł z nią
aż pod bramę dzielącą liceum a sąsiedni uniwersytet. Cały czas miał głowę
zwieszoną w dół, więc nawet nie patrzył na to co znajdowało się przed nim.
Zatrzymał się dopiero, gdy puszka uderzyła o drucianą bramę. W tym właśnie
momencie, po drugiej stronie zaczepiła go Arte:
- Hej ty!
Możesz zabrać tego śmiecia z naszego terenu?! Może u was w szkole są flejtuchy,
ale to nie znaczy, że m-macie przenosić ich dzieła na naszą stronę…! – pod
koniec zdanie trochę się zająkała, bo nie mogła wymyślić żadnego dobrego do
powalenia chłopaka tekstu. Mimo różnicy wieku, nadal wydawała się mało pewna
siebie.
- Phuh,
wielce studentka, co? Nawet jeśli za tą bramą jest ciągle nasz teren, to dalej
chcecie sobie przywłaszczyć większą część placu? Typowa megalomania studencka.
– skwitował ją po cichu.
- O-o co ci
chodzi? Po prostu… tego… ostatnio nasi sprzątali śmieci na tej granicy i nie
chcemy by znowu… - głos jej się zaczął załamywać. Tymczasem chłopak spokojnie
jej przerwał nie musząc się przy tym wysilać.
- Dobra,
daruj sobie. Nie wiem po co ja mam się tym zajmować, skoro to nie moje śmieci.
– podniósł puszkę z zamiarem wyrzucenia jej później do najbliższego kosza.
Dziewczyna wpatrywała się w niego bez słowa, ponieważ nie wiedziała co mu teraz
powiedzieć. Oczywiście to nie był pierwszy raz kiedy nie potrafiła zaciągnąć
rozmowy albo się komuś postawić należycie. Kaoru nagle zerknął w jej stronę,
przez co Arte odrobinkę się wzdrygnęła – Więc? Chciałaś coś jeszcze, że tu tak
stoisz? Mówiłem już, że wyrzucę to.
- Nie, ale…
- mruknęła cicho. Zaczęła się mu przyglądać. Chłopak miał na sobie standardowy
mundurek liceum Kirari, więc od początku wiedziała, że jest uczniem tej szkoły.
Pod rozpiętą koszulką w czerwoną kratkę, miał czarny podkoszulek a na szyi skromny
ciemny łańcuszek. Na lewej ręce miał czarny zegarek, natomiast na prawej
pieszczochę z kolcami. Wyglądał trochę jak typowy drobny chuligan, ale
wnioskując z zachowania wydawał się być całkiem spokojny i cichy. Później
jednak zwróciła uwagę na rozerwany woreczek na szlufce od jego spodni. Wskazała
na niego palcem:
- Rozerwało
ci się c-…
- Wiem. –
przerwał jej szybko i odwrócił się odwiązując rozerwany woreczek.
- Co w nim
miałeś? – spytała się go niepewnie.
- Aha? Co
cię to interesuje? – odwrócił się z powrotem do niej wymierzając w nią
nieprzyjemne spojrzeniem.
- Nie no, po
prostu byłam ciekawa. Nie każdy ma na sobie takie akcesoria. Wiem, że to nie
moja sprawa, ale to chyba normalna reakcja kogoś kto widzi coś tak
niecodziennego. Haha… - uniosła lekko ręce z niezręcznym uśmieszkiem. Zaczęła
się zastanawiać w tym czasie czy po raz pierwszy w końcu powiedziała coś by się
stosownie obronić, czy powiedziała coś, co spowodowało, że się tylko wygłupiła.
- Moje leki.
– mruknął cicho chłopak odwracając się znowu i przymykając na chwilę oczy.
- Jesteś
chory? Co ci jest? Może powinieneś zostać w domu a nie chodzić do szkoły, skoro
przyjmujesz lekarstwa.
- To
psychotropy. – odparł krótko ze zwieszoną głową i poszedł już bez pożegnania
nie zerkając nawet na nią. Chciał już jak najszybciej od niej uciec i nie
drążyć tego tematu. Dziewczyna spojrzała na niego lekko zaskoczona.
Uniwersytet posiadał również
swój akademik dla studentów, podzielony na cztery korytarze względem
występujących na nim wydziałach. Jeden z pokojów zajmował wysoki chłopak o rudawo-brązowych
włosach i brązowych oczach przeglądający właśnie materiały do zajęć na swoim
fotelu. Niedaleko niego, przy małej kuchence, w tym samym pokoju, stał drugi
chłopak o długich, niebieskich, związanych w kucyk włosach i brązowych oczach.
Byli oczywiście dobrymi kolegami, mimo, że nie uczyli się na tym samym
kierunku, jednak znali się praktycznie od liceum.
- Hej, jak
długi zamierzasz tu zostać. Znaczy… nie to żebyś mi przeszkadzał czy coś, ale
gdybyś chciał tu zamieszkać to trzeba było iść ze mną na architekturę.
Bylibyśmy wtedy współlokatorami. – mruknął szatyn nie odrywając wzroku od
notatek. Tymczasem jego kolega zajadał się znalezionymi jego w szafce snackami
z sosem sojowym.
- Daj
spokój. U mnie prawie nie ma niczego w lodówce a stołówki jeszcze nie
otworzyli. Padam z głodu. Ty zawsze masz najlepsze żarełko. - zaśmiał się pewny siebie.
- Odpłacisz
mi za te wszystkie wyjedzone przekąski, Tsuisuto. – uśmiechnął się lekko w jego
kierunku.
- Daj
spokój. Nie bądź skąpiradłem. Masz tego dużo, że mógłbyś przymknąć oko na jedną
taką paczkę. – nie przestawał się zajadać chrupkami – Tak zmieniając temat, to
co tam przeglądasz?
- Przyszły
projekt do zrobienia. Robiłem z tego notatki na zajęcia, ale mogę wziąć temat z
każdego rozdziału w podręczniku. Pisałem streszczenie z całości. – odparł
spokojnie.
- O rany!
Streściłeś podręcznik?! Co musiałeś zrobić, że dali ci taką karę? – zaśmiał się
głośno jego kolega.
- Sam się do
tego zgłosiłem. Zainteresowała mnie książka, więc postanowiłem ją streścić na
podwyższenie oceny z przedmiotu.
- Phih! Po
prostu kujon jest z ciebie. – prychnął niebiesko-włosy.
- Może
czasami. – mruknął spokojnie chłopak przymykając oczy, żeby mogły one odpocząć
od przeglądania notatek.
- Ty, a
przypadkiem nie robi się u was te projekty w grupach? – zerknął w jego stronę.
- Ach, no
tak. Zapomniałem o tym. Ech, pewnie wszyscy już mają pary do tego. –
zrezygnowany oparł się o fotel.
- Może
jednak ktoś jest wolny. Zapytaj kogoś kogo znasz, np. Murachiwę.
- W sumie
mógłbym. – wyjął z kieszeni telefon i odnalazł numer do Arte, po czym wykręcił
go i przyłożył słuchawkę do ucha.
W
międzyczasie telefon dziewczyny zaczął dzwonić. Spojrzała na nazwę osoby, która
do niej dzwoniła. Po chwili namysłu nacisnęła na czerwoną słuchawkę i schowała
telefon. Nie miała ochoty z nim rozmawiać po koszu jaki od niego otrzymała. Po
postu czuła, że mogłaby się podczas rozmowy rozpłakać i pogorszyłaby się
sytuacja.
Chłopak
usłyszał sygnał rozłączenia i spojrzał na ekran ze zdziwieniem na twarzy.
- No to
chyba nie… - mruknął Tsuisuto.
Arte spacerowała po kampusie z głową zwieszoną w dół. W jej głowie
tliły się przeróżne negatywne myśli.
Sama się wręcz gotowała w środku ze zdenerwowania:
- Nie potrzebuję go. Mogę nawet sama się zająć
tym projektem, żeby tylko go nie widzieć. Już i tak musimy się spotykać na
wspólnych zajęciach, więc chociaż tyle mogę zrobić by go unikać. Nie chcę
wracać wspomnieniami do tamtego dnia. W ogóle to po co robiłam sobie nadzieję?
Do atrakcyjnych z pewnością nie należę. Charakter też mam zrąbany! Jestem tak
samo bezbronna jak mysz, na którą wszyscy dookoła polują!– odparła w
myślach. Zatrzymała się nagle, gdyż ujrzała z oddali Miekawę grającą teraz w
tenisa z inną dziewczyną. Musiała mieć teraz zajęcia z wychowania fizycznego.
Westchnęła cicho przyglądając się jak wymachiwała z gracją rakietą tenisową
uderzając piłkę i zdobywając kolejny punkt. Jej rude falowane włosy, związane
teraz wysoko w kucyk wirowały na wietrze, przy gwałtownych ruchach. Oczywiście
miała przewagę, ale widać, że swoją sympatią nie zrażała do siebie przeciwniczki
i utrzymywała z nią dobre stosunki.
- Miekawa jest piękna i popularna. Pochodzi z
dobrego i bogatego domu posiadającego dobre maniery a także kulturę osobistą.
Jest również inteligentna, sympatyczna oraz dojrzała. Czego więcej jej potrzeba?
– pomyślała nie przestając jej obserwować –
Zastanawia mnie tylko jedno. Czego może chcieć ode mnie ktoś taki jak ona? Nie
sądzę bym mogła znaleźć z nią wspólny język, chociaż bardzo bym tego chciała.
Może wtedy błyszczałabym bardziej w jej towarzystwie. – spojrzała na swój
telefon przypominając sobie o Hanato, który niedawno do niej dzwonił.
Przez chwilę
stała tak zastanawiając czy ma tak dalej sterczeć:
- Hm… pora
wracać do akademika. – mruknęła cicho do siebie i odwróciła się z zamiarem
pójścia w swoją stronę, kiedy nagle zauważyła ją Ayano kończąca już mecz gry w
tenisa. Otarła spocone czoło i od razu zaczepiła dziewczynę:
- Murachiwa,
witaj! – podeszła do niej szybko zawieszając na szyi ręcznik i trzymając w ręce
bidon z wodą. – Jak się masz? Przyszłaś obejrzeć nasz mały mecz? – uśmiechnęła
się do niej życzliwie.
- Nie… to
znaczy… em, tak. Można powiedzieć, że chciałam się trochę przewietrzyć i
przypadkowo tu trafiłam. Wspaniale zagrałaś, hehe. – odparła niepewnie.
- Dziękuję,
to miłe. A więc może masz czas się spotkać? Mówię teraz o naszej wcześniejszej
rozmowie. Chciałabym ci coś pokazać. Myślę, że pasowałabyś do tego miejsca.
- E…
Miejsca? Chcesz mnie zabrać w jakieś miejsce? – spytała lekko zdziwiona.
- Właściwie
to tak. Chociaż można powiedzieć, że tego miejsca nie ma na żadnej mapie. –
zerknęła na bok z tajemniczym uśmieszkiem – Możesz się tam naprawdę wyciszyć i
zapomnieć o codziennych kłopotach. Wybacz, że to mówię, ale zwróciłaś moją
uwagę, ponieważ wydawałaś się być zestresowana i zafrasowana problemami.
- Cóż, może
trochę. To aż tak widać?
- Niestety
dosyć mocno. – znowu się do niej uśmiechnęła w ten sam sposób co wcześniej –
Właściwie to nie ma na co czekać. Jeśli masz czas to spotkajmy się przed
głównym wejściem do wydziału archeologii, za godzinę. W porządku?
Propozycja
miejsca, gdzie mogłaby się uspokoić i zapomnieć o stresie, wydawała się być
kusząca. Nawet ktoś tak strachliwy jak Arte nie oparłby się tej propozycji. Przynajmniej
ona się temu poddała.
- Zgoda. –
odparła z powagą na twarzy. Pomyślała sobie, że tym razem nie będzie uciekać i
stawi czoła czemuś nowemu.
Minęła więc dokładnie godzina od
ich rozmowy. Arte czekała na Ayano dosłownie parę sekund, odkąd się zjawiła
przed wejściem na wydział. Dziewczyna ujrzała w niej kolejną zaletę, jaką jest
punktualność. Poszła od razu za nią w stronę, w którą kierowała ją rudowłosa. W
końcu zatrzymały się obie przed wysokim
murem obrośniętym bluszczem i hortensjami, gdzie znajdowały się też antyczne
drzwi. Wyglądało to jak wejście do jakiejś krainy czarów. Jak się potem
okazało, nie pomyliła się w tym porównaniem.
- Jesteś
gotowa? Mam nadzieję, że na razie to zostanie między nami.
Arte jedynie
skinęła głową dalej utrzymując poważny wyraz twarzy. Miekawa dotknęła drzwi i
popchnęła je z łatwością, mimo, że jeszcze przed chwilą wyglądały na
zabarykadowane tą całą zieleniną. Szatynka rozszerzyła oczy i rozwarła lekko
usta nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Wszędzie było zielono i piękne. Po lewej
stronie krajobrazu leciał mały wodospad do górskiego potoku. Z drugiej strony
wyrastały wielkie muchomory, ale wyglądały pięknie na tym tle, jak jakaś
dekoracja. Gdzieniegdzie rosły przeróżne gatunki kwiatów tworząc na soczyście
zielonej trawce, piękną tęczę. Brakowało jeszcze odrobiny fauny. Taki widok
można było ujrzeć tylko w jakiejś dobrej produkcji filmu „Alicja w Krainie
Czarów”.
- Ale… co to
jest?! – nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- To… jest
baza. – odpowiedziała spokojnie Ayano – A ona ma nam służyć jak miejsce, w
którym spotkamy się kiedyś, kiedy zbiorą się wszyscy wybrańcy i zasną w tym
samym momencie.
- Zasną? Jak
to? Dlaczego dopiero gdy zasną? Nie można tu po prostu wejść? – właściwie nie
bardzo rozumiała o co jej chodziło, ani do końca tego jakie pytania musiała jej
zadać by to wszystko pojąć.
- Ufasz mi?
Sama niedługo się przekonasz. Niedługo zobaczymy kto jeszcze się tam znajdzie.
To będzie ciekawe doświadczenie.
Arte
wpatrywała się dalej w pejzaż jaki się znajdował za drzwiami, z lekko
rozwartymi ustami. Musiał być jakiś powód dlaczego akurat jej to pokazała. Coś
musiało być na rzeczy.